Jeszcze w 1939 roku przeciętny Francuz wypijał pół butelki wina dziennie - bo wino stanowiło nieodłączną część jego życia codziennego i było dobrem narodowym w równym stopniu, co ser albo impresjonizm. W latach sześćdziesiątych restaurator Gérard Faesch wyliczał, że w jego barze „szło” kilkanaście litrów na idących do pracy robotników. Z kolei literat i filozof Roland Barthes mówił - jakby na potwierdzenie - że wino jest napojem proletariatu i napędza kulturę. „Kto w wino nie wierzy musi być chory, a nawet niedołężny” - przekonywał.

Więcej informacji: natemat.pl