Na początek kilka słów wprowadzenia o oskarżonym. Owoc ten można spotkać w praktycznie całej Azji Południowo-Wschodniej. I tylko tam - po zerwaniu z drzewa i otworzeniu skorupy szybko się psuje i nikt nie próbuje przewozić go na inne kontynenty, bo nie ma na to czasu.

Najmocniej poczujemy go w naszej kieszeni w Singapurze, gdzie cena za szczególnie okazały kokon może sięgnąć nawet 50 dol. Taniej jest na południe w Indonezji i na północ w Malezji i Indochinach. Tam zapłacimy po przeliczeniu tyle, co w Polsce za jabłka.

Z jednej strony nie można go wnosić do miejsc publicznych, autobusów, metra, samolotów, nawet na uczelnię, jednak z drugiej nie sposób przejść spokojnie ulicą, aby nie zostać zaczepionym przez sprzedawcę. Do zmroku musi on sprzedać cały towar, bo później się zepsuje i będzie stratny. Owoce można spotkać wystawione na charakterystycznych niemal pionowych kratkach, które przypominają mi nieco polskie rusztowania pod wspinaczkę winogron. Dzięki wystającym kolcom duriany trzymają się na miejscu i nie spadają pod nogi przechodniom. Owoce można spotkać także w supermarketach, gdzie na widoku gości zawija się je w plastikowe torebki, co ma nieco powstrzymać fermentację.

Więcej informacji: spidersweb.pl