Mózgowi, przy całej jego cudowności, zajęło niespodziewanie dużo czasu uświadomienie, jak jest fenomenalny. Umysły naszych praprzodków nie bardzo wiedziały, co sądzić o galaretowatej brei wypełniającej głowę. Starożytni Egipcjanie uważali, że wytwarza śluz – konstatacja zrozumiała, biorąc pod uwagę wygląd i sąsiedztwo nosa oraz gardła.

Wieki później Hipokrates przewidująco postulował uznanie narządu za źródło wszystkich radości i przerażenia, które odczuwamy. Jego rodakowi Galenowi leczenie rzymskich gladiatorów dało okazję do poznania wszelkich krwotoków, wnętrzności i urazów mózgu. Zdobyte doświadczenia skłoniły medyka do konkluzji, że mózg jest nieodzowny do poruszania się.

Wielki filozof Arystoteles był innego zdania. Uważał, że najważniejszą częścią ciała jest serce, gdyż – jako pierwszy narząd – pojawia się w zarodku, w centralnej części, i pulsuje. Co więcej, ucichnięcie rytmicznego bicia serca oznacza koniec pieśni życia. Myśliciel upierał się, że to w tym efektownym mięśniu kryją się nasze myśli, że kontroluje on całe ciało, a nudny mózg jedynie studzi przegrzane serce. Arystotelesowska koncepcja wzięła górę i w następnych stuleciach niewiele uwagi poświęcano zawartości czaszki.

Więcej informacji: www.focus.pl