Rumuni świetnie wystartowali na mundialu we Francji. Pokonali Kolumbię 1:0 i Anglię 2:1. Wierzyli, że mogą zajść daleko. Przed ostatnim grupowym meczem z Tunezją cała ekipa ufarbowała włosy na blond (wyjątkiem bramkarz Stelea, który był... łysy). Zawodnicy obiecali, że zrobią to jeśli pokonają Anglię i wygrają grupę (inna sprawa, że przed meczem z Tunezją nie było to w 100% pewne - w przypadku porażki mogli spaść na miejsce drugie).

Rumuni liczyli wówczas, że co najmniej powtórzą wynik z poprzedniego mundialu w 1994 roku, a może w końcu zdobędą medal. Wtedy odpadli w ćwierćfinale po rzutach karnych ze Szwecją. Grali cudownie, wyeliminowali po pełnej polotu grze Argentynę, a Gheorghe Hagi udowadniał, że jest futbolowym geniuszem. Jednak Szwecja miała więcej szczęścia, nie doszło do półfinału Rumunia-Brazylia, a mógł to być niezapomniany mecz...

W 1998 roku duch w zespole był wielki, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Ale szczęścia znowu brakowało. Z Tunezją remis 1:1 i pierwsze miejsce w grupie, ale w 1/8 finału porażka z będącymi wtedy w wielkiej formie Chorwatami 0:1. Hagi nie zdobył medalu mistrzostw świata, a blond fryzury nie okazały się dobrym talizmanem.

Więcej informacji: www.facebook.com