Od wiosny 2010 jest nowa wulkaniczna "gwiazda" na Islandii, nazywa się Eyjafjallajokull (masyw Eyjafjoll). Chociaż mało kto potrafi wymówić nazwę, ludzie kojarzą rok i islandzki wulkan z trudną nazwą, który narozrabiał. Jego potężna i niespodziewana erupcja doprowadziła do odwołania ponad 100 tysięcy lotów i strat linii lotniczych wynoszących ponad 1,5 miliarda dolarów, a wliczając straty portów lotniczych i innych firm z tego segmentu - około 2 miliardów dolarów. Problemy dotknęły około 10 milionów pasażerów. Erupcja wulkanu spowodowała, iż wielu oficjeli, w tym głów państw oraz premierów, nie mogło przybyć na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Loty uniemożliwiał popiół wulkanicznych unoszący się w przestrzeni powietrznej nad Europą i Ameryką Północną.

Jakkolwiek nazwa wydaje się trudna do wymówienia, jest jedną z łatwiejszych islandzkich nazw. Eyjafjallajokull należy czytać Ejjafjatlajokutl, a tłumaczyć tak: Eyja znaczy wyspa, fjalla - góra, jokull - lodowiec. Islandczycy mówią, że wulkany u nich wybuchają średnio co około 5 lat, ale częstotliwość ta uległa zaburzeniom. W ostatnim piętnastoleciu potwierdzone zostały cztery erupcje. Wszystkie spektakularne. Jak na liczbę tutejszych wulkanów liczba erupcji nie jest imponująca. Są miejsca na świecie z dużo większą częstotliwością wybuchów, chociażby w Indonezji.

Więcej informacji: www.grzegorzgawlik.pl