Dlaczego na niektórych lotniskach wypuszcza się sokoły?
Lotnisko to nie tylko duże maszyny i technologia. To również olbrzymi teren pozbawiony ludzi, psów i zabudowań, który jest atrakcyjnym miejscem np. dla królików, lisów i gromad ptaków. Tacy intruzi mogą być niebezpieczni podczas manewrów samolotów. Właśnie dlatego na lotniska wróciły sokoły i sokolnictwo, czyli sztuka układania ptaków drapieżnych i łowy przy ich użyciu.
Największe problemy sprawiają mewy. O różnych porach roku przez okolice lotniska przewija się całe spektrum rodziny Laridae, czyli mewowatych. Od tych najmniejszych Larus minutus (waga 90-160 gramów, rozpiętość skrzydeł 65-80 cm) po wielkie mewy srebrzyste, które gniazdują na Wiśle – Larus argentatus. Rzadko natomiast spotykamy największe mewy siodłate (waga do 2 kg, rozpiętość skrzydeł 150-170 cm), ale one również czasem się pojawiają.
Sokolnicy na Lotnisku Chopina każdego dnia mają gotowe do pracy cztery ptaki oraz kilka innych w zapasie. Niektóre ptaki pracują cały dzień, bo wolą być dłużej „na akcji” niż nudzić się w wolierach. Obecnie na lotnisku jest 12 sokołów, ale bywało ich nawet 16.
Do odstraszania ptaków najczęściej używa się „drapoli” z rodziny sokołowatych. W Warszawie na lotnisku mieszkają rarogi, sokoły wędrowne i jastrzębie. Jastrzębie to ptaki krótkiego i błyskawicznego pościgu, które wywołują największą trwogę wśród ściganych ptaków. Mewy i wrony, które bez zaproszenia lubią odwiedzać lotnisko, doskonale znają jastrzębie i wiedzą, że nie odpuszczą i będą je gonić aż do skutku.
Więcej informacji:
ptaki.akcjalokalna.org
REKLAMA