Voodoo jako religia, obrzęd, subkultura kojarzy się z Karaibami. Ale jego korzeni trzeba szukać w zachodniej Afryce.

W Europie ludzie myślą, że voodoo to coś złego – Paul Akakpo kręci głową. Samochód, którym kieruje, skręca w kolejną wściekle podziurawioną ulicę Cotonou. Zapach rozżarzonych węgli i grillowanych szaszłyków wdziera się przez półotwarte okno do wnętrza Land Rovera. Niedziela wieczór, Benin. – Prawda jest taka – ciągnie Paul – że voodoo jest religią taką jak chrześcijaństwo, islam, judaizm. Jest w niej i złe, i dobre. Voodoo po prostu jest.

Akakpo – wysoki, w średnim wieku – jest jednym z ponad 4 mln wyznawców voodoo w Beninie, gdzie od 1996 r. jest to religia państwowa. Wujek Paula był do swojej śmierci w 2001 r. głównym kapłanem. – Takim naszym papieżem – mówi Paul z wyraźną dumą. To właśnie Sossa Guedehoungue stał na czele wyznawców voodoo, z którymi spotkał się w 1993 r. w Beninie Jan Paweł II.

Więcej informacji: www.polityka.pl