Najnowszy film Sama Mendesa, "1917", opowiada historię dwóch brytyjskich żołnierzy. Muszą oni dostać za linię wroga obarczeni przez dowódcę niebezpieczną misją, która może uratować tysiące ludzkich istnień.

Sam opis wydarzeń zawartych w filmie reżysera American Beauty nie wydaje się niczym nadzwyczajnym. Filmów wojennych, w których los wielu zależał od bohaterstwa i szczęścia garstki czy nawet jednostki, w ciągu ostatnich kilku dekad otrzymywaliśmy sporo – wystarczy wspomnieć Dunkierkę, Przełęcz ocalonych czy nawet 303. Bitwę o Anglię, jednak zabieg wykorzystany w produkcji Mendesa jest wyjątkowy – niemal dwugodzinna produkcja sprawia wrażenie, jakby powstała przy użyciu jednego ujęcia. Sam reżyser twierdził, że gdy tworzył scenariusz do tego projektu czuł, że aby w pełni przekazać emocje i ekranową historię, musi się zdecydować na stworzenie tzw. „one shota”.

Mendes nie jest oczywiście pierwszym twórcą, który postanowił zmierzyć się z tym technologicznym wyzwaniem, realizując film na jednym ujęciu lub przynajmniej je symulując. Jego projekt stanowi jednak jeden z najlepszych przykładów, jak tego typu decyzja może wynieść film na najwyższy poziom artystyczny – o tym, że się udało może świadczyć chociażby aż 10 nominacji do tegorocznych Oscarów, w tym za Najlepszy Film, Reżyserię i Najlepszy Scenariusz.

Więcej informacji: papaya.rocks